Don, były władca, przebywa ze swoimi współpracownikami na prowincji. Traci władzę. Gaponia, jego najbardziej zaufany człowiek, usuwa się w cień. W kraju dokonują się gwałtowane zmiany, w których były zaufany byłego władcy być może ma jeszcze do odegrania jakąś rolę.
Tym razem Eustachy Rylski nie zajmuje się przeszłością, a raczej przyszłością. A nie będzie ona różowa. Znamy takich władców z historii, dopuszczamy absurdalnych i niebezpiecznych ludzi do władzy. Rylski opisuje mechanizmy dochodzenia do władzy, przyczyny okrucieństw, etapy degeneracji ludzi władzy i sprawowanych przez nich rządów. W tym przypadku był to autorytaryzm i tyrania ludu. A wszystko to oczywiście w Polsce. I co z tego, że niektórzy tyranii zostają ukarani, skoro zniszczyli życie wielu ludzi, czasami całych społeczności? Czy istnieją jakieś mechanizmy zabezpieczające przed tyranią?

Pisarz stara się uchwycić w opowiadanej historii uniwersalne prawdy i zasady. I być stąd ten trochę nieprzystający do niej język. Historia miała być z przyszłości, a język jest z przeszłości. Prawdopodobnie miał sprawić, że opowieść stanie się uniwersalna i klasyczna, pomimo swojej aktualności.
Czytając „Blask” można jednak, po raz kolejny, przekonać się, że nie uczymy się niczego, nawet na błędach. I na książkach również.