Przeczytałem jeden z tych amerykańskich poradników z rodzaju jak osiągnąć szczęście, wierzyć we własne siły, dzięki pozytywnemu myśleniu osiągnąć sukces. I powiem szczerze, że zazdroszczę im takiej filozofii życiowej. Może taka postawa irytować, szczególnie gdy jest połączona z przekonaniem o własnej nieomylności. Wydaje mi się jednak, że jest ona szczera, co więcej przynosi efekty, więc Amerykanie po prostu ją stosują. Mieli swoich myślicieli (jak William James) którzy w tym społeczeństwie ten sposób myślenia, a co ważne, również postępowania, zaszczepili.

Poradnik, który przeczytałem, został napisany w latach pięćdziesiątych XX wieku. O to się czuje. Na przykład czarnoskórzy to po prostu Murzyni, jeśli są przywoływani, to wykonują zawód sprzątacza, kucharki albo bagażowego. Piewcy poprawności politycznej zmiażdżyliby książkę wraz z autorem, gdyby napisał ją dzisiaj. I wcale nie chodzi o poczucie wyższości, tylko pewnej… odrębności. Zresztą z uwagi nie tylko na rasę, ale także pochodzenie czy wykształcenie.
I pewnie się niektórym narażę, ale przecież to prawda. Każdy, z uwagi na niepowtarzalny zakres posiadanych cech, jest inny. Nie lepszy, nie gorszy, tylko inny. A znam takich, co udają, że jesteśmy jak zapałki – jeden z drugim nie do odróżnienia. Czasy opisane w książce minęły, prezydentem USA jest przecież mulat. Co też o czymś świadczy.