Sceny jakbym oglądał nieostre czarno-białe fotografie. Trudno się zorientować jaki to rok a nawet pora roku. Zapytałbym, ale kolejarze milczą, więc siedzę cicho i nie odzywam się. O co mam pytać, skoro nie wiem po co tu jestem.
Wiem jak tu dotarłem, zatłoczonym pociągiem, w którym ludzie też jacyś tacy milczący. Może jeszcze zaspani, wydaje mi się bowiem, że to ranek, a oni jadą do roboty.
Po wyjściu z pociągu kolejarze od razy pokazują mi swoje pokoje, w których odpoczywają czekając na kolejny kurs na swojej trasie. Stary budynek stojący na stacji kolejowej, z jego okien widać dachy stacji, daszki peronów i niewiele z miejscowości, w której jesteśmy. O miejscowość również nie pytam, bo jakoś nie wydaje mi się, żebym miał ją zwiedzać albo coś w niej załatwiać.

Wszystko wskazuje na to, że moim celem są właśnie te kolejarskie pokoje. A sporo ich, więc myślę sobie, że musi to być duży węzeł kolejowy. Niektórzy kolejarze śpią, inni tylko leżą. Jeszcze inni idą lub wracają z łazienek z ręcznikami przewieszonymi przez ramię i przyborami toaletowymi
w rękach.
Dbają o higienę, ale zarówno sam budynek jak i powietrze wokół niego są przesiąknięte tym specyficznym smrodem, na który składa się zapach lokomotyw, dworcowego brudu, potu tłumów przewalających się w tę i we w tę, smród rzadko czyszczonych publicznych wychodków. Ale mi to nie przeszkadza, ja ten zapach chyba nawet lubię.
Moi opiekunowie prowadzą mnie do jednego z pokoi. Staję przy otwartym oknie i patrzę przed siebie. Podchodzi któryś
z kolejarzy i daje mi i kilku swoim kolegom marihuanę.