Reforma edukacji to termin, który słyszę chyba od urodzenia a zdaje się, że spory na ten temat rozgrzewają Polaków od wieków.
Najnowszy spór, a może afera, a może protest, już nie wiem jak nazwać działania podejmowane przez zwolenników i przeciwników, dotyczy sensowności posyłania 6-letnich dzieci do szkół.
Nie będę tu oczywiście wymieniał wszystkich argumentów za i przeciw, ponieważ tego chyba już nikt nie jest w stanie zrobić, tak duża bowiem rozgorzała dyskusja, że nie jestem w stanie tego ogarnąć. Odniosę się do tego co najważniejsze.
Czy dzieci powinny pójść do szkoły w wieku 6 lat? A dlaczego nie? Wystarczy program nauczania dostosować do ich sześcioletnich umysłów i nie widzę powodów, dla których nie miałyby sobie poradzić.
Ci sami rodzice, którzy twierdzą, że to za wcześnie, uważają swoje dzieci za głupsze na przykład od dzieci brytyjskich, które chodzą do szkoły już w wieku 5 lat a teraz zaczną się, również w tym wieku, uczyć programowania komputerów!
Ci sami rodzice mówiący o tym, że posyłanie tak małych dzieci do szkoły to odbieranie im dzieciństwa, po pierwsze umieszczają swoje dzieci w przedszkolach, po drugie posyłają swoje pociechy po zajęciach przedszkolnych na sto różnych zajęć dodatkowych. Dziecko wraca z nich około godziny 24.00 z pewnością ma siły i czas na przeżywanie swojego dzieciństwa.
Ci sami rodzice, którzy mówią, że szkoły są nieprzygotowane do przyjęcia tak małych dzieci, nie pamiętają zdaje się swoich szkół, które stawiają teraz za wzór. W mojej i innych szkołach, gdy pojawiał się papier toaletowy, a było to raz na półrocze, to od razu mokry lądował przylepiony do sufitu w toalecie. O tym, że pisuar i muszla mają mieć wymiary dostosowane do wzrostu dziecka, nie słyszał nikt. Krany bardzo często przewodziły prąd i oczywiście bawiliśmy się nimi znakomicie. A ławki i krzesełka? Jak były takie, które nie rozpadały się pod ciężarem ucznia, to dyrektor szkoły czuł się szczęściarzem. Dostosowane do wzrostu? Fanaberia! A co z boiskami i świetlicami? Na boisku nikt nas nie pilnował, a było tam tyle niebezpiecznych przedmiotów, że mogłyby posłużyć jak wyposażenie wojsk lądowych i chemicznych! Naszą ulubioną zabawą było zrzucanie się z wielkich opon i rzucanie w siebie kamieniami. W świetlicach zawsze był tłok a tych parę gier, którymi mieliśmy się bawić i tak było zdekompletowanych.
Tak, kończyliśmy takie szkoły i… jesteśmy zdrowi fizycznie i psychicznie! Rodzice chcący ochronić dziecko przed wszelkimi możliwymi realnymi i wymyślonymi niebezpieczeństwami a nawet niewygodami wyrządzają im wielką krzywdę. Nie mówiąc o tym, że i tak nie są w stanie uchronić ich przed życiem.

Ci sami rodzice, tak jak ja, chodzili do tak zwanych zerówek, które mieściły się w szkołach i co? I nic! Przeżyliśmy stykając się ze starszymi uczniami, socjalizując się i poznając szkołę. A przecież w tym samym budynku przebywały i sześciolatki i wieczni uczniowie mający po 16 – 17 lat.
Ci sami rodzice twierdzą również, że nauczyciele nie są przygotowani do nauczania 6-latków. A przepraszam bardzo: czy byli przygotowani kiedykolwiek do nauczania kogokolwiek? No dobrze, czasami niektórzy byli. A jeśli nie byli, bo zaskoczyła ich kolejna reforma, to się nauczyli. Tym razem będzie tak samo.
Przeciwnicy wcześniejszego pójścia dzieci do szkoły argumentują, że to społeczeństwo w formie referendum powinno wypowiedzieć się i zdecydować czy posyłać 6-latki do szkół czy nie. Przepraszam bardzo! Z całym szacunkiem! Dlaczego osoby, które już nie będą miały dzieci w wieku szkolnym takim czy innym, mają decydować o moich czy Twoich dzieciach? Skąd ten pomysł? A może to dzisiejsze dzieci, które w końcu kiedyś będą miały dzieci, powinny głosować, bo przecież ta sprawa dotyczy ich przyszłości? Taki sam absurd jak ten, aby głosowały osoby starsze i bez dzieci. A zdaje się, że nie da się ograniczyć uczestnictwa w referendum tylko do osób dorosłych w wieku rozrodczym…
Co ważniejsze i co rozwścieczy z pewnością wiele osób, uważam, że mało który rodzic posiada takie kompetencje, taką wiedzę, na przykład na temat psychologii rozwojowej, żeby decydować kiedy jego dziecko może pójść do szkoły. Część rodziców nawet nie rozumie argumentów, czy to za czy przeciw, które podawane są przez psychologów, pedagogów, media. Jak więc mają podjąć świadomą decyzję po rozważeniu argumentów? Część rodziców nie wie czego uczą się ich dzieci, co czują ich dzieci, ba, znam takich, którzy nie są w stanie podać wieku własnego dziecka! Co więc z nimi zrobić? Wykluczyć z udziału w referendum?
Ci sami rodzice, którzy tak publicznie krzyczą, że 6 lat to za wcześnie, aby pójść do szkoły, w prywatnych rozmowach przyznają, że dłuższy pobyt dziecka w przedszkolu jest po prostu dla nich wygodny. Dziecko przebywa w nim od rana do późnego popołudnia a ze szkoły przyjdzie wcześniej i jeszcze będzie chciało, żeby z nim lekcje odrabiać…
Propozycja pytań referendalnych daleko wykracza poza temat uczęszczania 6-latków do szkół. Poruszają one równie istotne kwestie. Argument, że o wszystkim powinni decydować wszyscy, nie wytrzymuje zderzenia i ze zdrowym rozsądkiem i samym życiem.
To jakie jest więc moje stanowisko? Oczywiście jestem za wcześniejszym pójściem dzieci do szkół a nawet przeciw referendum. Czy jeśli do niego dojdzie, wezmę w nim udział? Nie, do cholery! Mnie ta sprawa już nie dotyczy! Czemu miałbym decydować o przyszłości czyichś dzieci?!