Facet w pociągu, w średnim wieku, opięta na brzuchu koszulka polo, garniturowe spodnie, sznurowane półbuty, białe skarpetki z napisem (skarpetki rozciągnięte więc napis nieczytelny).
I ona. Jego skarb, który trzymał blisko siebie. Blisko siebie, ale daleko od rozregulowanego ogrzewania, które paliło nam tyłki. Tulił ją, głaskał. I bardzo często, jak na tak krótką podróż, sięgał do niej ręką.
A nie była ona mała, ta podręczna plastykowa lodówka! Facet miał w niej żarcia na cały dzień dla czteroosobowej rodziny.

Z ulgą, ale i zażenowaniem pomyślałem sobie, że nie mam z nim nic wspólnego.
Jednak życie potrafi zaskakiwać, bowiem chwilę potem połączył nas wspólny wróg. Młoda siksa, która zamiast przecinków i kropek używała „Ej, nie”.
Jak nic będzie mi się śnił wielki napis na tylnej ściance lodówki:
EJ NIE!
Historia całkiem zabawna, i całkiem życiowa. Tu przypomina mi się scena z hostelu, w której facet spożywa w pociągu – rękami. Dalszą historię chyba każdy zna.
A odnośnie młodej siksy, i bardzo ubogim języku – można dyskutować godzinami, ale niestety jest to już wpisane w nasz Polski krajobraz. Czasami patrząc na głupiejące społeczeństwo zastanawiam się, co jeszcze się wydarzy, i jak to wszystko będzie wyglądać za lat kilka.
Mogę tylko równie pesymistycznie przytaknąć…