Podtytuł książki wiele wyjaśnia, więc jeśli nie lubisz książkach o książkach, to dalej nie czytaj!
Autorka to pochodząca z literackiej rodziny eseistka, która wyszła za mąż za… a jakżeby inaczej, pisarza! Mamy więc do czynienia z absolutnym uzależnieniem od książek i czytania.
Tej książki w żaden sposób nie da się streścić, choć mogę spróbować napisać choć w przybliżeniu o czym autorka pisze: o łączeniu księgozbiorów swojego i męża dopiero po wielu latach małżeństwa, pięknie słów i poznawaniu nowych, ulubionych książkach, sprawach prywatnych, życie i literaturze, które się łączą w jedno, o tym czego nie wolno robić z książką, dedykacjach w książkach, czytaniu o tym, co się widzi i miejscach, w których właśnie się przebywa, nałogowym korektorstwie wszystkich widzianych tekstów, maszynach do pisania i komputerach, zapożyczeniach, plagiatach, cytatach, przymusie czytania katalogów wysyłkowych, książkach pamiętanych z dzieciństwa, w tym książkach rodziców, czytaniu na głos, sposobach porządkowania książek, książkach używanych. Uff! A to i tak nie wszystko.

Sporo humoru, ciekawostek, mnóstwo anegdot, cytatów, opowieści, które każdy bibliofil chciałby zapamiętać i brylować z ich pomocą na spotkaniach towarzyskich. Tylko kto chciałby ich słuchać, skoro nikt już nie czyta! A już na pewno nie czytają książek o książkach… Szkoda.
Do tych wszystkich skarbów mamy swoiste przypisy napisane przez jedyną chyba w Polsce osobę, która mogła to zrobić. I jest nim oczywiście Jan Gondowicz.
Wspaniała książka dla zakochanych w książkach i czytaniu. W trakcie lektury będą nie podekscytowani, a podnieceni. I uzależnią się, ponieważ 188 stron to niewiele, więc głód będzie ich prześladował…