„Grabież Europy” przedstawia trochę inne oblicze II wojny światowej. Oczywiście stawia się pytania czy warto było zajmować się ratowaniem światowego dziedzictwa kulturowego, gdy ginęli ludzie. Pytanie jest bez sensu, bo trzeba było robić i to i to. A ta książka udowadnia to ponad wszelką wątpliwość.
Hitler i jego machina zniszczenia walkę z tak zwaną przez nich sztuką zdegenerowaną zaczęli u siebie, wyrzucono ją z państwowych placówek, artystom zabroniono tworzyć, dzieła niszczono. To był tylko wstęp do tego, co zrobili później.
Jednocześnie już wtedy, jeszcze przed rozpętaniem wojny, hitlerowcy próbowali kupować dzieła sztuki i albo zaczynali tworzyć swoje kolekcje albo handlowali nimi.
Pytanie na marginesie: czy zarówno zainteresowanie Hitlera sztuką, jak i jego nienawiść do pewnych jej gatunków i przedstawicieli można tłumaczyć tym, że był niespełnionym malarzem?
Miał plany co do dzieł sztuki w Europie, którą chciał podbić. A różne kraje posiadały plany ich ratowania, plany lepsze i lepiej zrealizowane, niż nasze plany obrony kraju w 1939 roku.
Niemcy, jak to oni, rabowali systematycznie. Łupem padały zarówno zbiory państwowe jak i prywatne. W książce znajduje się rozdział o Polsce, ale niezbyt obszerny. Nasze dzieła sztuki w czasie wojny krążyły po całym kraju, po Niemczech, wielu nigdy nie odnaleziono.
Są rozdziały o Rosji i państwach Europy Zachodniej. Książka bogata jest w mnóstwo szczegółów, ale one o dziwo nie przytłaczają. Poznajemy losy dzieł, muzeów, kolekcji, ale także kolekcjonerów, marszandów, kustoszy. Działania tych ludzi zarówno w ratowaniu jak i współpracy z Niemcami, są fascynujące. Mowa jest nie tylko o obrazach, ale również meblach czy przedmiotach sztuki dekoracyjnej. Hitler, Göring i cała reszta bandytów rabowali, walczyli między sobą, czasami kupowali, kiedy indziej szukali pretekstów prawnych, aby zagarnąć jak najwięcej. Robili to nawet wtedy, gdy ich klęska była przesądzona, ale próbowali w ten sposób zabezpieczać przyszłość, jeśli nie swoją, to przynajmniej swoich rodzin. Ostatnie odkrycia dzieł sztuki u potomków faszystów dowodzą, że przynajmniej niektórym się to udało.
Bardzo poważnie sprawę potraktowali Amerykanie. Po Pearl Harbor zaczęli ewakuować i chronić sztukę nawet na swoim terenie. Powołali specjalne instytucje, które, choć nie bez kłopotów, miały za zadanie chronić dzieła nawet w Europie. A zadanie było tym trudniejsze, że musiano chronić zabytki i ich wyposażenie przed zniszczeniem przez wojska obu walczących stron: aliantów i Niemców. I oczywiście Rosjan, którzy rabowali, kradli i niszczyli również na wielką skalę.
Alianci karali swoich żołnierzy za szabrownictwo, bezmyślne niszczenie dzieł sztuki, Rosjanie nawet o tym nie pomyśleli. Związek Radziecki kradł i niszczył tak jak robili to wcześniej Niemcy.
Alianci we współpracy z Niemcami ocalili Rzym, Paryż i inne miejsca. A pamiętamy co się stało z Warszawą? Nie zadbaliśmy ani o życie ludzi, ani o samo miasto (i inne).
Koniec wojny przyniósł mnóstwo pracy w poszukiwaniu, odkrywaniu i zabezpieczaniu zawartości repozytoriów, w których Niemcy ukryli to, co zrabowali a także niemieckie dzieła sztuki.
Nie da się oszacować strat, jakich doznała kultura europejska na skutek działania hitlerowców i komunistów. Książka „Grabież Europy” pokazuje tylko część walki o zachowanie nie tylko materialnych przejawów działalności człowieka w postaci dzieł sztuki, ale także walki o zachowanie tożsamości.
Prawdopodobnie nigdy już nie dowiemy się o losach wielu obrazów, rzeźb, mebli, ozdób, fotografii. Wiele z nich został zniszczonych, inne niszczeją w jakichś kryjówkach, kolejne znajdują się w prywatnych kolekcjach, a także w państwowych muzeach. Do dziś przecież państwa i różne organizacja zajmują się próbami odzyskiwania skarbów kultury zagrabionych w czasie II wojny światowej.
