Zazwyczaj w okolicach 1 listopada pojawia się w mediach tradycyjnych i elektronicznych mnóstwo tekstów o tym, jak to Polacy świętują Dzień Wszystkich
Świętych. Sporo jest tekstów krytycznych o tym, że ludzie uprawiają grobbing, że idą na cmentarz się lansować. Niektórzy autorzy są wręcz zszokowani, że tak nie można, inni są też zszokowani, ale tym, że Polacy wciąż kultywują takie zabobonne zwyczaje.
Kolejni nie odróżniają Wszystkich Świętych od Zaduszek, ale komentują, pouczają i… mają się dobrze nieświadomi swojej nieświadomości.
A jeśli chodzi o mnie, to oczywiście, że momentami jestem faktycznie poruszony głupotą tych, którzy przywlekli swoje dupska na cmentarz. A że robią to raz do roku i że są tam po to, by się polansować, to jakoś nie pasują ani do miejsca, ani do tego, co i jak się tam odbywa.

Jednak z całych sił staram się nie zajmować innymi, czyli uprawiam swój prywatny wisidupping w temacie innych. Jestem, bo chciałem być.
Mam swój problem ze zmarłymi i sobą: im dłużej ich nie ma między nami, tym większy jest mój żal. Mam chyba odwrotnie, niż większość ludzkości…
Dlatego skupiam się na tym, po co ja przyszedłem na cmentarz. A inni, ci, którzy są tak krytykowani za swoje zachowania? Może czegoś się nauczą, może jednak stać ich na chwilę zadumy i refleksji. Może nie teraz, nie w tym roku, ale pewnego 1 listopada przyjdą na cmentarz nie dla grobbingu, nie dla szokingu, ale żeby, tak jak ja, uprawiać wisidupping i zajmować się nie innymi, ale skupić się ma modlitwie i pamięci.