Ukazuje się sporo książek traktujących dość poważne zagadnienia w lekki, przystępny sposób. Jedną z nich jest „Historia brudu” Katherine Ashenburg. I zanim ktoś stwierdzi, że brud to nie jest poważny temat, to zastanówmy się: chodzi przecież o zdrowie. A kwestie higieny, brudu, czystości mają przecież również znaczenie symboliczne, religijne, a także polityczne.
Nasi przodkowie mieli różne poglądy na kwestie mycia się i zachowywania czystości swojego otoczenia. Poglądy zmieniały się cały czas, ale przez tyle wieków historii były dwa główne nurty: mycie się jest szkodliwe, niepotrzebne, bezsensowne lub mycie się służy zdrowiu, jest przyjemne i sprawia, że również innymi jest milej. Nie ukrywajmy: u większości przez długie okresy wygrywał ten pierwszy pogląd, więc ludzie po prostu byli brudni, żyli w brudzie i potwornie śmierdzieli.
Przez długie wieki myto się bardzo rzadko lub wcale. W Europie XVI i XVII wieku brud i smród, również wyższych sfer, był powszechny. Brud miał być bowiem barierą ochronną przed chorobami, a wodę uważano za źródło chorób. Wiek XVIII i XIX to powszechna zmiana na lepsze, choć… z tą powszechnością to chyba jednak przesada. Dużo ścieków musiało upłynąć, żeby masy zaczęły dbać o siebie i powonienie innych. W XIX wieku biedota i robotnicy wciąż żyli w niewyobrażalnym brudzie.
Przez wieki uważano, że czystość jest przyczyną chorób, ale wraz z rozwojem nauki zauważono, że wręczy odwrotnie. Zaczęto dbać o nią także w szpitalach. Choć do części polskich szpitali ta wiedza zdaje się jeszcze nie dotarła…

W XIX pionierem czystości były USA, tam w domach były ubikacje i łazienki. W Europie wiek XX to nie tylko na początku utrzymywanie się instytucji łaźni publicznych, ale też coraz powszechniejsze łazienki w domach, niestety głównie oczywiście osób bogatych.
Kiedy o higienę łatwej było dbać z powodu coraz lepszych warunków materialnych i różnych rozwiązań technicznych, a na dodatek odkrył ją przemysł, handel i marketing, zaczęła się wręcz moda na mycie się, dbanie o siebie i stosowanie kosmetyków. Aż wreszcie część z nas zaczęła przesadzać i traktować każdy brud i zapach jako coś zagrażające zdrowiu, ohydnego, przerażającego. Nie ma części ciała i domu, która nie ma swojego dedykowanego zestawu kosmetyków i chemikaliów.
A jednak wciąż nie jest tak pachnąco, jak się wydaje. Spora część światowej populacji nadal nie ma warunków do codziennego dbania o swoją czystość. Z kolei inni mają, ale z różnych powodów nie mają takiego nawyku.
Historia brudu to również historia przesądów higienicznych, wynalazków typu mydło, klozet, urynał, wanna, prysznic. I mnóstwo ciekawostek. Książkę warto przeczytać, choć moim zdaniem ma jedną zasadniczą wadę. Tytuł powinien brzmieć „Historia brudu w niektórych krajach Europy Zachodniej i trochę w USA”, ponieważ autorka skupia się właśnie na tych obszarach geograficznych. A chętnie przeczytałbym o pozostałych kontynentach i innych kulturach.