Magdalena Grzebałkowska po książkach poświęconych księdzu Janowi Twardowskiemu i rodzinie Beksińskich napisała biografię Krzysztofa Komedy Trzcińskiego pod tytułem „Komeda. Osobiste życie jazzu”.
W książce mamy dwie historie: życia Komedy i początków jazzu nowoczesnego w Polsce. Inaczej po prostu być nie mogło, nie da się oddzielić tych dwóch zjawisk. Nie było prosto napisać „Komedę…”, ponieważ nie zostało wiele materiałów biograficznych, za to autorka rozmawiała aż z 82 osobami, które znały Komedę.
Krzysztof Trzciński był człowiekiem raczej wycofanym, cichym, żyjącym muzyką. Zmuszony przez matkę do studiowania medycyny, ukończył ją, został laryngologiem, ale na szczęście wybrał jazz. W stalinizmie była to muzyka tępiona, a i muzycy nie mieli łatwego życia. Były trudności z instrumentami, nutami i płytami, a jednak żyli muzyką.
Na dodatek Komeda nie chciał grać swingu czy dixieland, chciał grać i tworzyć jazz nowoczesny: bebop, west coast, coal jazz. On i jego koledzy jazzmani byli pionierami, ich nazwiska na stałe weszły do historii jazzu, nie tylko polskiego.
Magdalena Grzebałkowska dała mocne tło społeczne, polityczne i szczegóły życia w tamtych czasach, więc młodszy czytelnik lub czytelnik zagraniczny nie powinien mieć problemów ze zrozumieniem problemów życia Komedy w tamtej Polsce.

Zofia, żona Krzysztofa, to raczej czarny charakter. Opiekuje się nim, rządzi i dominuje w ich związku, ale Komeda się a to godził. Zresztą razem pili i nawzajem zdradzali się.
Komeda od zawsze był pracowity, dużo ćwiczył, no i grał mnóstwo koncertów, bo musiał jakoś zarabiać. Jako kompozytor potrafił przez 11 lat zilustrować swoją muzyką aż 61 filmów! W tym takie kultowe filmy jak „Niewinni czarodzieje” Andrzeja Wajdy czy „Do widzenia, do jutra” Janusza Morgensterna.
Muzyk i kompozytor dzięki Romanowi Polańskiemu rozpoczął karierą zagraniczną. Zostawił w Polsce żonę i wyjechał do USA. Niestety kariera tam nie potrwała długo. Istnieje kilka wersji wypadku, który doprowadził do śmierci Komedy. W książce mamy kolejną, ale przyczyną był, tak czy siak, alkohol. Pijany Komeda, pijany Marek Hłasko…
Naprawdę trudno jest pisać o muzyce, jeszcze trudniej o jazzie, jeśli ktoś go nie gra, czy też się nim nie zajmuje na co dzień. Autorka nie miała łatwo, więc wspomagała się recenzjami, relacjami z koncertów, opiniami muzyków i recenzentów. I fani jazzu i wielbiciele Komedy znajdą tu fascynujące informacje, choć czasami może zbyt drobiazgowe dla niezainteresowanych tym gatunkiem muzyki.
Pisarka odniosła olbrzymi sukces książką o Beksińskich, zawiesiła też nią wysoko poprzeczkę, jeśli chodzi o oczekiwania czytelników co do jej tekstów. Być może i ta biografia zostanie sfilmowana, odnoszę jednak wrażenie, że podobać się będzie jednak przede wszystkim fanom Komedy i jazzu.