Gdy Andrzej Łapicki ostatni raz się żenił, był starszy od swojej żony o 60 lat. Już wtedy, bardziej na świeżej Pani Łapickiej, niż na samym aktorze, wieszano psy. Mówiono, że robi to dla sławy i kasy.
I może mieli rację. A teraz sprawa wraca, ponieważ Kamila Łapicka zapowiedziała wydanie książki, w której mają się podobno znaleźć też „intymne szczegóły ze wspólnego życia z Andrzejem Łapickim”. I rozpętała się nagonka na autorkę książki, której jeszcze nie ma.
Co napisze, to napisze. Choć przecież „intymne szczegóły” to może być równie dobrze przebieg stosunków seksualnych, ale również opis siorbania przez Łapickiego, gdy pijał popołudniową herbatę.

Zastanawiam się jednak nad jedną kwestią całej tej sprawy. Nie sądzę, żeby Andrzej Łapicki nie wiedział, że posiadanie młodszej o 60 lat kochanki jest tak powszechne, jak, dajmy na to, posiadanie prawa jazdy. Musiał zdawać sobie sprawę, że ta młoda kobieta dokonała takiego wyboru z jakiegoś powodu: sława męża, jego pieniądze, kontakty. A jeśli sądził, że to miłość, to prawdopodobnie był niesamowicie naiwny.
Daleki byłbym od potępiania Kamili Łapickiej. Niech pisze co chce! Nie po to w końcu żyła przez tę parę lat ze starym prykiem, żeby nic z tego nie mieć. Łapicki pewnie zdawał sobie sprawę, że tak czy inaczej ona jakoś wykorzysta wspólne życie. A teraz to już mu to zwisa i powiewa.
A ci, którzy tak protestowali, gdy Łapiccy brali ślub i protestują teraz, to wtedy pewnie zazdrościli a teraz pierwsi rzucą się do czytania książki i szukania pikantnych szczegółów.
A poza tym, nie łudźmy się, tylko najstarsze pierdziele wiedzą kim był Andrzej Łapicki.