„Mali giganci” to show TVN, którego pierwszy odcinek obejrzałem, ponieważ Dzieciak oglądał. A ja kontrolowałem.
No cóż, wiedziałem czego się spodziewać. Niespełnionych rodziców, którzy w swoich dzieciach widzą siebie, a nie swoje pociechy. Rodziców, którzy sądzą, że ich dziecko posiada jakiś talent i pchają swoje dzieci przed kamery, żeby zrobiły karierą i zarobiły dla swoich starych duże pieniądze. Problem w tym, że oprócz rodziców, nikt nie zauważa tych talentów. Oczywiście są też rodzice i dzieci, które przychodzą do tego typu programów, bo rzeczywiście mają co pokazać. Jest talent, jest pracowitość. I czasami nawet świadomość, że dziecko to tylko dziecko, i nie będzie harować na całą rodzinę. Będzie za to się cieszyć z występu i uznania osób, które choć trochę znają się na rzeczy. Chyba.
Wśród tych wszystkich kategorii rodziców bardzo często, również poza telewizją, jest duża grupa rodziców, którzy są głupi. I pozwalają, ba!, zachęcają, do robienia przez dzieci rzeczy, których robić nie powinny.
W programie wystąpił chłopiec, który popisywał się falowaniem brzucha. Brakowało tylko rury, stringów i piszczących dziewczynek wkładających mu za gumkę banknoty.
Inne dzieciaki, wykonujące taniec towarzyski, ale i współczesny, wykonują ruchy, których nie powstydziłby się Kalibabka w swoich najlepszych czasach i dziewczyny od Bunga Bunga.

Śpiewające dzieciaki, gdy naprawdę umieją śpiewać, są urocze. Niestety w każdym programie, na każdym występie w domu kultury znajdą się dzieciaki, które wyśpiewują treści absolutnie nie dla nich stworzone. Kto winien? Rodzice i instruktorzy śpiewu. Będę brał cię w aucie, dźgnij mnie mocno, umrę dla ciebie z miłości, pocieraj mojego małego. I tak dalej i tym podobne. Po polsku rzadziej, częściej po angielsku.
Pewną nauczycielkę w Stanach Zjednoczonych wyrzucono z pracy za puszczenie uczniom piosenki Beyonce i Jaya Z. U nas gorsze teksty puszcza się już w przedszkolach. A kilkuletnie brzdące wyśpiewują takie rzeczy, że klienci sex shopów słuchając tego płoną ze wstydu.
Wiem, że dzieci lubią naśladować dorosłych, co nie znaczy, że mamy je do tego zachęcać, chwalić za to i nagradzać.
Dzieciaki w czasie występów mówią i zachowują się nawet nie jak nastolatki, tylko doświadczone już osoby, którym nieobce są seks, alkohol, narkotyki i zabijanie. A ich rodzice są ubawieni po pachy.
Spora część rodziców być może bezmyślnie pozwala na takie zachowania. Inni są przykładem głupoty dla swoich dzieci. Jeszcze inni nie widzą nic zdrożnego w śpiewaniu tekstów dla dorosłych, w wykonywaniu w czasie tańca ruchów jednoznacznie kojarzących się z seksem, w opowiadaniu historyjek i żartów rodem spod budki z piwem. Wielkie moralne karły wychowują małych gigantów. Co z nich wyrośnie?
A może ja jestem niewspółczesny? Pruderyjny? A może zboczony? Może należę do ciemnogrodu? Moim zdaniem po prostu dziecko powinno być dzieckiem, a nie ofiarą głupoty własnych rodziców. Ot co.