Pisarz Marcel Woźniak, autor książek „Biografia Leopolda Tyrmanda. Moja śmierć będzie taka, jak moje życie” i „Powtórka” udzielił wywiadu specjalnie dla Was! Zdradza w nim między innymi tajniki pracy pisarza.
Zapraszam!
Przemysław Pufal: Dlaczego biografia akurat Leopolda Tyrmanda?
Marcel Woźniak: Bo jej nie miał? (śmiech) Zaczęło się od fermentu naukowego na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu – profesorowie Andrzej Stoff i Maciej Wróblewski podsunęli tropy badawcze. Szybko przerodziło się to w pasję. Chciałem poznać życie i twórczość niezwykłego pisarza i człowieka, który istniał w popkulturze jako zlepek awatarów. Z kolorowymi skarpetkami i jazzem. Życie jego było zaś dużo głębsze. Wspólnie z panią Dorotą Malinowską-Grupińską z Wydawnictwa MG uznaliśmy, że trzeba to zrobić. Jak się okazuje, decyzja była słuszna – ta książka musiała po prostu powstać.
Przemysław Pufal: Jakie były trudności w czasie pisania książki?
Marcel Woźniak: Wszystkie, jakie można tylko sobie wyobrazić przy zbieraniu informacji. Bohater książki nie żył od trzech dekad. Wielu świadków jego życia – również. Ślady i tropy były rozrzucone po kilku kontynentach: rodzina mieszka w Nowym Jorku, archiwa są w Kalifornii, ostatnia rodzina od strony ojca w Australii, świadkowie z czasów wojny w Kanadzie, rodzinny genealog rodziny matki – w Belgii. Archiwa obozowe w Norwegii, archiwa KGB na Litwie. Trudności były więc oczywiste: zanim napisze się zdanie oznajmujące, trzeba je sprawdzić, porównać. A i tak nie ma pewności, że wszystko jest na pewno prawdą. Tych błędów też nie udało mi się niestety uniknąć – mam nadzieję, że przy drugim wydaniu będzie można je sprostować.
Przemysław Pufal: Z pewnością napisanie biografii zajmuje dużo czasu?
Marcel Woźniak: Na pewno czasochłonne jest takie zaznajomienie się z tematem, by móc swobodnie poruszać się po chronologii zdarzeń i polach tematycznych. Moja przygoda z Tyrmandem zaczęła się w 2008 roku… W amerykańskich archiwach miałem kilka dni, ale przeglądając tysiące stron, dzięki poprzednim latom zaznajamiania się z Tyrmandem, dokumenty wpadające w ręce można było od razu wrzucić w odpowiednią przegródkę. Pisanie tej książki trwało rok. Sama praca pisarska kilkanaście tygodni.
Przemysław Pufal: Czy utrzymuje Pan kontakt z ludźmi wypowiadającymi się dla Pana w książce?
Marcel Woźniak: Oczywiście. Ten kontakt, zwłaszcza z bliższą i dalszą rodziną, był decydujący dla kształtu książki. Nie mam na myśli jednak ich wpływu na obraz Leopolda Tyrmanda, ale ich zaangażowanie. Trwająca wiele miesięcy korespondencja, niejako „grzebanie” w historii ich rodziny, zbliżyły nas do siebie. Początkowo podchodziłem do pracy, jak zaciekawiony znaleziskami reporter, ale szybko zmieniłem podejście na bardziej antropologiczne. Było to konieczne zarówno ze względu na efekty, jak i etykę. Nie jest codzienną sprawą wchodzenie do czyjegoś mieszkania i wypytywanie o sekrety sprzed lat. To kwestia zaufania i intencji. Moim zamiarem nie było stworzenie bestsellerowej, pikantnej historyjki o alkoholu i dziwkach – jak niektórzy by się spodziewali – ale historii życia pewnego człowieka, który żył sześćdziesiąt pięć lat, który miał przodków i który ma potomków. By tę prawdę odkryć, musiałem wejść w świat mojego bohatera. Pomagałem amerykańskiej rodzinie w tłumaczeniu archiwalnych dokumentów z początku XIX wieku, które nie mają nic wspólnego z Leopoldem Tyrmandem, ale które były ważne dla ich poszukiwań przodków. Pani Basi Hoff pokazałem sporo skanów z archiwów, dotyczących także jej rodziny. Nie miałaby możliwości obejrzenia tych papierów. Jesteśmy w kontakcie do dziś – to tryskająca humorem i inteligencją kobieta, bardzo się cieszę, że mogłem ją poznać. Isabelle Errera, genealog z Brukseli, znalazła fotografię matki Tyrmanda i inne zdjęcia, a dzięki korespondencji na Skype rozpoznaliśmy dziadka Tyrmanda i innych członków rodziny.

Korespondujemy z Mary Ellen Tyrmand – niedawno w jej ręce trafiła wreszcie książka. Jesteśmy już umówieni na kawę – przy najbliższej wizycie w Nowym Jorku przetłumaczę jej fragmenty biografii, zwłaszcza te o przeszłości rodziny, bo są to dla niej rzeczy nieznane. Justina Juo z Muzuem Venclovów w Wilnie, gdzie – jak ustaliłem – mieszkał Tyrmand, zorganizowała specjalne spotkanie w stolicy Litwy, piszemy często na Facebooku. Podobnie Marysia Konwicka. Muszę podkreślić, że wszyscy, z którymi rozmawiałem, byli pomocni i przyjaźnie nastawieni. Bez nich nie byłoby tej książki. No i oczywiście Matthew i Rebecca – bliźniaki, dzieci Leopolda i Mary Ellen. Zaprzyjaźniliśmy się – połączyła nas jedna historia. Historia Leopolda Tyrmanda.
Przemysław Pufal: Tyrmand to „trudny” bohater, żył w trudnych czasach, które wymagały opowiedzenia się po którejś ze stron, pisarz ze skłonnościami do tworzenia mitów na swój temat, w końcu emigrant. To z pewnością utrudniało pracę?
Marcel Woźniak: Tak. To trochę, jak w filmie „Prestiż”, gdzie jeden z iluzjonistów pyta: czy patrzysz uważnie? Wbrew pozorom, Tyrmand nie był takim mitomanem i konfabulantem, jak sądzono. W książce próbuję pokazać, jak obeszła się z nim cenzura i środowisko literackie, jak przemieliła go historia i popkultura. Przy całej swojej legendzie, Tyrmand był po prostu niezwykłym człowiekiem. Takich, których – raz spotkanych w życiu – pamiętamy już zawsze. Potwierdzają to wspomnienia ludzi z obozu, z więzienia, z Ameryki. Tyrmanda nie dało się pomylić z nikim innym. Było więc w pewnym sensie też przyjemnością opisywanie takiego barwnego bohatera, ale aberracje i mylne tropy pojawiały się co rusz.
Przemysław Pufal: Jak Pan pracuje? Nocą? Tylko w domu? W pracy? Ma Pan swoje przyzwyczajenia, ulubione miejsce, długopis czy komputer?
Marcel Woźniak: Przyznaję, że uczę się dopiero pisarskich nawyków. Na pewno wyczuliłem się na punkcie miejsca, w którym piszę. O ile bowiem notatki potrafię sporządzać na lotnisku, w toalecie pociągu czy w kolejce sklepu, o tyle dłuższe sesje z komputerem wymagają ciszy, okna, świeżego powietrza, widoku ludzi. Dlatego często zmieniam miejsca – lubię swoje biurko zamienić na zacisze Biblioteki Uniwersyteckiej w Toruniu lub kawiarnie. Ale biografię Tyrmanda w całości pisałem w domu. Miało to miejsce akurat podczas Euro 2016. Rytuałem było odliczanie dni do meczów polskiej reprezentacji – ścigałem się z nimi na strony (śmiech), naprawdę. Nieoceniona była oczywiście pomoc domowników – moja ówczesna partnerka podtrzymywała moje funkcje życiowe (śmiech), tankując we mnie hektolitry yerby. Nie rozstaję się ze swoim laptopem, mam zapasowe baterie do telefonów, zapas magnezu i lecytyny (śmiech), często podróżuję swoim małym i zwinnym autem, które jest czasem biurem a czasem sypialnią, więc w jego bagażniku jest wszystko, od długopisów przez marynarkę po bidon i skarpetki. Z doświadczenia wiem, że najlepiej pisze się do godziny 14, a potem wieczorem. Ot, tajniki mózgu.
Przemysław Pufal: Dlaczego pisanie? Skąd się wziął pomysł na bycie pisarzem?
Marcel Woźniak: Od dziecka był to talent, który rozwijałem najbardziej. Byłem tym dzieciakiem, który pisze opowiadania, wierszyki, nagrywa słuchowiska na kasety, potem prowadzi szkolną gazetę. Wiele lat pracowałem jako dziennikarz i scenarzysta, ale nie pisarz.
Pisanie książek przyszło po prostu w odpowiednim momencie – dzięki Tyrmandowi. Zmusił mnie niejako do tego (śmiech).
Napisanie pierwszej książki pokazało, jak wygląda cały proces formujący ten twór: że jest to trudne, czasem mordercze, ale niezwykle cenne i rozwijające.
Przemysław Pufal: Dlaczego kryminał? Skąd pomysł na fabułę „Powtórki”?
Marcel Woźniak: Pracuję również nad kolejną biografią, ale „Powtórka”, to pomysł, który nosiłem w głowie od kilku lat. Żyję w Toruniu 13 lat i zawsze widziałem to miasto, jako arenę niezwykłych zdarzeń. Mając na koncie jedną książkę i tuzin pomysłów w głowie, tym razem postanowiłem nie odkładać tego na kolejne dziesięć lat, jak swojej pierwszej, nieukończonej powieści. Więc usiadłem i napisałem ją, bo to odróżnia pomysły na książki od książek – stworzenie ich. Te, które powstały, nie są najlepsze, ale są lepsze od tych, które miały powstać, ale ich nie napisano. Tyrmand powtarzał, że pisarz przejawia się w pisaniu, druku i czytaniu przez innych tego, co napisał. „Powtórkę”, wydaną przez Czwartą Stronę, będzie można kupić już na Targach Książki w Warszawie. Jesienią w Wydawnictwie MG zaś ukaże się biografia Wiecha mojego pióra. Pozdrawiam!
©PrzemyslawPufal