Rzadko pamiętam swoje sny, ale dzisiejszy zdarzył się zaraz przed dźwiękową apokalipsą, czyli dzwonkiem i zapamiętałem…
Otóż śniło mi się, że chodzę ulicami mojej miejscowości. I tylko to było pewne, jak to we śnie. Brałem udział w poszukiwaniach seryjnego zdaje się mordercy, a jednocześnie to ja byłem tym gościem, który zabijał i różne rzeczy wyczyniał z ludźmi, a dokładniej rzecz biorąc, tylko z kobietami.

Sam siebie się bałem! Takie senne rozdwojenie jaźni. Proszę was jednak, uspokójcie mnie, że to był normalny sen i że wam również się takie rzeczy śnią. Bo się śnią, prawda? Prawda?!