Nie tym, razem nie będą się czepiał ekologów. Wręcz przeciwnie, liczę na ich wsparcie!
Widzieliście na pewno reklamy, w których główne role grają zwierzęta, warzywa lub owoce, które rozmawiają, chodzą na dwóch nogach, przeżywają emocje a na koniec… są zjadane albo polecane do zjedzenia?
Właśnie. Nie macie mieszanych uczuć, gdy sięgacie po produkty, które w reklamach zachowywały się jak ludzie?

Ja mam. Trudno mi zjeść marchewkę, albo parówkę, albo inną gruszę, gdy w głowie widzę obraz, jak rzeczona marchewka rozmawia sobie z własnymi dziećmi, albo parówka prowadzi small talk z koleżankami.
I ja mam zjadać coś, co w reklamie poddali antropomorfizacji? Wyjścia nie mam, zeżrę co mam przed nosem, ale niesmak, nomen omen, jednak jakiś pozostaje.
Tego typu reklamy często są bardzo zabawne, więc tym bardziej szybko wiążę się emocjonalnie z gadającymi zwierzętami czy owocami i tym lepiej zapadają mi one w pamięć.
Bo ja naprawdę lubię ludzi z poczuciem humoru. Nawet, gdy tymi ludźmi są zwierzęta, warzywa lub owoce.