The Quireboys – zawsze myślałem, że to zespół amerykański, a to Anglicy. To były czasy dziwnych fryzur i przebojowej muzyki rockowej.
The Wedding Present – lata 80-te i 90-te to najlepszy dla nich czas. Jeden z zespołów definiujących ówczesną angielską scenę muzyczną.
The Rolling Stones – i wszystko jasne.
Yello – dwaj dżentelmeni znani z tej bardzo rozrywkowej strony, ale mają również bardziej liryczne utwory.
Phish – Amerykanie, którzy grają chyba wszystkie gatunku muzyczne.
The Brian Jonestown Massacre – nazwa durna, ale muzyka przednia!
The Pretty Reckless – śpiewająca dziewczyna Taylor Momsen. Zawsze to próba przełamania monopolu facetów na granie rocka.
Deap Vally – zespół tworzą dwie dziewczyny: Lindsey Troy gitara i Julie Edwards perkusja. I chcą grać ciężej, niż niejeden testosteronowy band. I umieją.

Kangding Ray – David Letellier nie wstrzymuje palców tworząc swoją eksperymentalną elektronikę.
U2 – nawet jeśli ostatnie płyty nie dorównują tym starym, to i tak U2 są wielkim zespołem.
Meller Golyzniak Duda – trzech znanych panów. Fajnie wyszła im ta współpraca. Ciekawe czy jednorazowa?
Warpaint – same panie! Z Ameryki. I naprawdę fajnie grają to swoje indie.
Mountain Dust – ciężki rock, słychać hard rock, lata 60-te.
Huerco S. – a naprawdę Brian Leeds ze Stanów. Delikatna elektronika i tajemnicze dźwięki.
Car Seat Headrest – USA to duży kraj i także zespołów indie rockowych mają mnóstwo.