Najpierw na rękach pojawiają się maleńkie krostki, trochę swędzą. Drapane, rozrastają się, robią się coraz większe. Widać jak pod napiętą skórą coś się przelewa i bulgocze. W szybkim tempie te wrzody wyrastają także na innych częściach ciała. Nie można siedzieć, ubrania sprawiają ból, po krótkim czasie nawet pięty są już zaatakowane. Całe ciało ropieje, rozlatuje się, aż pewnego dnia duszę się.
Tak sobie wyobrażam uczulenie na papier.

Aż dziwne, że do tej pory go nie dostałem. Przez prawie całe życie codziennie dotykam papieru: szkoły, studia, praca, dom – papier.
A przecież istnieją tacy, którzy po krótkim jednorazowym kontakcie z książką źle się czują.
Chyba mam szczęście.