Patti Smith to pisarka, poetka, wokalistka, artystka wizualna. Najlepiej znana mi jako wokalistka, dziecko ery hipisowskiej, kobieta, która pojawiała się jak kometa w różnych dekadach w muzycznym świecie, a następnie przepadała na długie lata. Płyty nagrywała rzadko, fani zawsze na nie czekali z utęsknieniem. Warto poznać jej życiorys, nie mniej ciekawy od jej twórczości.
Kim jest więc ta uzdolniona w różnych sferach kobieta? Jaka jest? Trochę podpowiedzi znajdziemy w tej książce.
Test pierwszego zdania Smith zdaje celująco:
„Pisać o niczym wcale nie tak łatwo.”
Najpierw, po przekartkowaniu książki, w oczy rzucają się zdjęcia autorstwa Patti Smith, robione polaroidem, niektóre nieostre, ukazujące dość zagadkowe przedmioty i miejsca. Tekst wszystko wyjaśnia, nie jest jednak tylko opisem zdjęć. Skojarzenie goni tu skojarzenie, ale nie jest to bezsensowna gonitwa myśli, a sprawnie literacko robota. Autorka opisuje i przeszłość i teraźniejszość, swoje życie z Fredem „Sonic” Smithem, muzykiem legendarnego MC5, swoje podróże do Meksyku, Gujany, Europy, Japonii. Wspomina rodziców, nieżyjącego brata, ich dzieciństwo.
Dzięki temu, że pisze dzienniki, mnóstwo wspomnień i szczegółów ocaliła od zapomnienia.
Opisuje swoje członkostwo w Continental Drift Club, który upamiętnia działalność i dokonania Alfreda Wegenera. Mam wątpliwości czy taki klub naprawdę istniał. Nie chcę tego sprawdzać, ponieważ chcę wierzyć, że tacy dziwacy, jak autorka i inni członkowie klubu, chodzą jednak po świecie…

Z książki dowiadujemy się książki jakich autorów czyta Smith: Bolano, Plath, Ibsen, Bułhakow, Mankell, Murakami, Genet. Wspomina Williama Burroughsa i innych bitników.
Namiętnie ogląda filmy i seriale kryminalne.
Bohaterką tej książki jest również kawa. Patti Smith pielgrzymuje do ulubionej kawiarni, ale też jeżdżąc po świecie odwiedza kawiarnie i pija swój ulubiony napój na potęgę.
Nowy Jork teraz jest jej domem, ale obowiązki rzucają ją w różne zakątki świata. Daje koncerty, odczyty, odbywa spotkania autorskie, performanse. Spotyka starych znajomych, odwiedza miejsca, z którymi wiążą się wspomnienia.
Smith opisuje również swoje sny, a także całkiem przyziemne sprawy i problemy. Cały swój bliski i daleki świat. Mamy tu poetyckie teksty obok realizmu, magię życia i prozę życia. I koty, nie można zapomnieć o kotach!
W tekstach Smith jest dużo dziwnej mistyki i zwichrowanej duchowości, które mnie drażnią, że wiele poglądów na życie i świat mamy całkowicie różnych.
Patti często wspomina męża, Freda, swoją największą (jedyną?) miłość. Zmarł w 1994 r., w wielu zaledwie 45 lat. Jest więc to książka również o tęsknocie, czasie, przemijaniu, odchodzeniu, zmianie.
Pewien fragment mówi o tym, że wolność oznacza samotność. Czy ceną za wolność Patti Smith jest jej samotność? Po lekturze „Pociągu linii M” wydała mi się osobą bardzo samotną.