Jerzy Kisielewski jest dziennikarzem i tłumaczem. I oczywiście synem Stefana Kisielewskiego, sławnego Kisiela. Mój pierwszy kontakt z rodziną Kisielewskich to były jednak płyty Wacka Kisielewskiego, nagrywane w duecie o nazwie „Marek i Wacek”.
Jerzy Kisielewski, wbrew podtytułowi, zajmuje się nie tylko rodziną, ale również wieloma osobami zaprzyjaźnionymi z nią, znajomymi, takimi, które gdzieś kiedyś się z nią zetknęły. To nie jest rodzinna historia sensu stricto, ale właśnie historie. Wiele wspomnień i anegdot o Stefanie i jego żonie Lidii, i ich dzieciach Wacku, Krystynie i Jerzym. A do tego na przykład takie nazwiska jak Gałczyński, Woźniakowski, Najder, Iredyński, Hordyński, Tyrmand, Turowicz, Stomma, Lityński, Waldorfowie, czyli Jerzy Waldorff i jego partner życiowy Mieczysław Jankowski, Jan Paweł II, Giedroyć, Bartoszewski. Z nimi wszystkimi i wieloma innymi przyjaźnił się lub spotykał Kisiel. Sam był barwną postacią, takimi też osobami się otaczał, więc czytając „Pierwszą wodę po Kisielu” śmiałem się co rusz. Książka jest zabawna, ale również nostalgiczna. Wydaje mi się, że postaci takiego formatu, jak te wymienione, to już, proszę państwa, nie ma i nie będzie…

Autor opisuje również różne środowiska, na przykład „Tygodnika Powszechnego” czy „Kultury”, Kraków i słynny dom literatów na Krupniczej 22, dom na Szucha 16 w Warszawie, do której rodzina się przeprowadziła.
Kisiel był liberalnym ojcem, ale takie wychowanie w przypadku jego dzieci zdało egzamin. Oczywiście nie mogło zabraknąć informacji i potyczkach Jerzego z UBezpieczalnią, wspomnień o twórcach, którzy ulegli władzy i takich, którzy się nie dali. A także tekstów o twórczości literackiej, muzycznej i dziennikarskiej Kisiela.
„Pierwsza woda po Kisielu” to raczej książka dla osób, które już wcześniej zetknęły się z samym Kisielem. I dla tych, którzy lubią anegdoty o znanych, lubią się pośmiać, ale i zadumać nad światem, który bezpowrotnie odszedł.