1685 rok, centrum świata, czyli Paryż. Działa tam Bractwo Ludzi Księgi. Tajemnicze stowarzyszenie ludzi, którzy wierzą, że istnieje księga, może dana wprost od Boga, której treść nie tylko zmieni członków bractwa, ale cały świat. Trzeba ją tylko odnaleźć. Kilku śmiałków postanawia ją odnaleźć. Oto oni:
„Markiz sądził, że sposobem na poznanie znaczenia jest Magia i Wtajemniczenie. Był blisko. Weronika sądziła, że znaczeniami, które nadają wszystkiemu sens, są Miłość i Sny. Była blisko. Guache wierzył w Słowo, którego nigdy nie udało mu się wypowiedzieć, i też był blisko. De Berle zaś przeczuwał, że znaczenie zawiera się w samej istocie rzeczy, że rzeczy znaczą dokładnie to, czym są. Niezbyt skomplikowana to filozofia, ale i on był blisko.”
To główni bohaterowie, ale będzie jeszcze kilku nie mniej ciekawych. Na przykład służący Gauche – sierota i niemowa.
Wyruszają, z własnej lub nie, woli w podróż w poszukiwaniu Księgi. Wygląda to wszystko na powieść przygodową, prawda? Jednak jeśli bohaterów do rozmowy o świecie inspiruje majonez, to jednak jest to traktat filozoficzny! Dobro i zło, przyczyna istnienia, Bóg, życie sztuka, astrologia, alchemia. Bohaterowie dyskutują, spierają, zadają pytania i odpowiadają na nie. Wątpliwości tamtej epoki, ale również i naszej, przewijają się przez całą książkę.

„Podróż ludzi księgi” to nie tylko przypowieść filozoficzna, ale również historia miłosna. I namysł nad rolą i miejscem kobiet w świecie.
W trakcie czytania złapałem się na tym, że czekam, aż wydarzy się coś złego… A jak jest naprawdę? Czy nasi bohaterowie znajdą Księgę? Czy poznaję tajemnicę istnienia świata i swojego własnego? A co odnajdzie czytelnik?
Olga Tokarczuk nie tylko stawia ważne pytania, ale również zwodzi, zaciekawia, używa pięknego języka. I pomyśleć, że „Podróż ludzi księgi” to jej debiut prozatorski! Oby więcej takich debiutów! Tego sobie życzę jako czytelnik, bo mogę zupełnie nie zgadzać się z filozofią bohaterów książki, a nawet samej Tokarczuk, ale zachwycać się i książką, i talentem pisarki.
I jeszcze cytat z powieści, który jakoś pasuje mi i do pisania i do czytania książek…
„I wszystko zaczyna się i kończy w umyśle. Nie trzeba nawet ruszać ręką, żeby stwarzać nowe abstrakcyjne światy, pełne logicznej harmonii, tak przyjemne dla myśli jak najlepsze wino dla języka. Kiedy dostrzeże się w ich kształcie najmniejszą skazę niedopowiedzenia czy sprzeczności, można je burzyć drobnym wysiłkiem woli i od początku zabierać się do budowania nowych.”