– Mam dla pana zagadkę.
– No to proszę, panie Mariuszu!
– Niech pan powie, gdzie zrobi pan taniej zakupy, w Warszawie czy u nas?
– Na pewno u nas, bo wiadomo, że w Warszawie drożej…
– I tu pana zaskoczę! Taniej zrobiłby pan zakupy w Warszawie!
– Eee… Jak to?
– Mam znajomych, którzy przenieśli się ze stolicy do mnie, do mojej miejscowości. Dziwne, ale tak zrobili. I oni po pierwszych zakupach w naszych sklepach byli w szoku. Okazało się, że ceny takich wie pan, podstawowych produktów spożywczych, są wyższe niż w Warszawie! I to by się zgadzało. No bo jaka u nas jest konkurencja? Parę sklepów na krzyż, w których i tak ludzie muszą kupować. Albo muszą jechać do większej miejscowości do marketów. A to już może się nie opłacać, a na pewno nie po drobne zakupy. I przez ten brak konkurencji ceny są wyższe, niż w tych wielgachnych marketach, hiper, duper, w stolicy! Zaskoczenie, co nie?!

– No trochę tak – przyznaję.
– Z innymi rzeczami jest to samo. Weź pan na przykład takie drzwi. Jak robiłem remont, to znalazłem dwa sklepy kilkanaście kilometrów ode mnie. Mały wybór, wysokie ceny. Zaglądam w internet, a tam w tych marketach budowlanych duży wybór i niskie ceny. Znowu prowincja przegrywa z dużymi miastami. Bo albo kupię byle jakie i drogie, bo sklep blisko, albo, jak mam czym, to jadę i kupuję taniej. Za to wydaję na paliwo albo płacę za transport. Okazuje się, że jakby nie patrzeć, to ci w dużych miastach robią tańsze zakupy a te duże jeszcze im przywiozą pod drzwi za darmo. A sam pan wie, że wiele rzeczy to pan u nas nie uświadczysz, bo w sklepach nie ma. Jak w ogóle jakiś sklep się znajdzie z towarem, którego pan szuka.
Zapytaj pan jednego czy drugiego cwaniaka z dużego miasta, to powiedzą, że u nich ceny są horrendalnie wysokie, a na prowincji to każdy kupuje za grosze albo dostaje żarcie od sąsiada. Życia nie znają ci warszawiacy!
Zobacz: Prowincjonalny prowincjusz, czyli rozmowy z Panem Mariuszem: