Nie lubiłem oficjalnych imprez, rautów, czy tzw. nieformalnych służbowych jednak spotkań. Nie cierpiałem organicznie. Mój organizm buntuje się, gdy muszę stać, uśmiechać się, kiwać głową, przytakiwać, przy tym zasypiając, myśląc o niebieskich migdałach, o tym co będę później robił. Wiem, że to niegrzeczne, ale po prostu nie znosiłem tego! Nie ludzi, ale sytuacji.

Takie spotkania na drodze służbowej… Rąsia – rąsia, buzi – buzi, robienie misiaczka, klepu – klepu w plecy. Dziwne uwagi, komentarze, niemądre dowcipy, dowcipy coraz bardziej seksistowskie, niby-przyjacielskie obejmowanie pań, zmuszanych do picia brudzia z całowaniem gromady wąsatych panów. Próby załatwiania spraw od tylca, grożenie paluszkiem, paplanie, paplanie, paplanie.
Nie kręciło mnie to.