Ruch freegan narodził się w Stanach Zjednoczonych, ale jest już obecny w Europie. Freeganie sprzeciwiają się konsumpcjonizmowi, obowiązującej ekonomii. Stawiają recykling, stosują w praktyce zasadę d.i.y. – do it yourself, czyli zrób to sam. W praktyce freeganie wymieniają się ubraniami, meblami, książkami, wszystkimi dobrami kultury materialnej. Część rezygnuje z używania prądu, mieszkając również w dużych miastach.

Najbardziej zszokowało mnie szukanie jedzenie po śmietnikach. Freeganie twierdzą, że nie biorą jedzenia zepsutego i przeterminowanego a restauracje wyrzucają dobre jedzenie, bo na przykład tak im przepisy nakazują z niesprzedanymi po jednym dniu kanapkami. Mimo wszystko taka skrajność mnie trochę przeraża.
Z drugiej strony czuję z nimi jakieś pokrewieństwo w wyznawanej idei. Razem z żoną staramy się oszczędzać prąd, segregujemy śmieci, nie wyrzucamy po jednym sezonie ubrań. Oprócz odpadków powstałych przy obróbce żywości praktycznie nie wyrzucamy nic do jedzenia (w USA wyrzuca się podobno 40% wyprodukowanej żywności). Myślę, że to rozsądne podejście i wcale nie muszę przystępować do freegan, żeby mieć czyste sumienie.