Jedno z najgłupszych ludzkich zajęć
Tak, uważam spacerowanie za jedno z najdurniejszych zajęć, jakie może wykonywać człowiek. Zajęć takich jest oczywiście więcej, kiedyś może o nich napiszę, ale dzisiaj poznęcam się nad spacerami.
Czy ktoś kiedykolwiek udowodnił sensowność spacerowania sensu stricto? Nie znam żadnych argumentów, które przemawiałyby za chodzeniem bez celu, chodzeniem tylko po to, żeby chodzić. Spacery, jako czynność jałowa, nudna i szkodząca człowiekowi, powinny być zakazane.
Strata cennego czasu, którego człowiek w końcu nie ma za dużo (przypominam, że mężczyźni umierają szybciej od kobiet) na przejście to w tę to w tamtą stronę, jest karygodna! Człowiek, mieniący się stworzeniem myślącym, wychodzi na spacer po to, aby pokręcić się bez sensu, zmęczyć i nałykać świeżego powietrza, które jak wiadomo, ani nie jest świeże, ani zdrowe. Nawet na wsi. A może tym bardziej na wsi – kto był albo tam mieszka, ten wie.
Chodzenie musi mieć sens, cel, bez którego staje się właśnie spacerowaniem. Nawet zwierzęta nie spacerują, tylko chodzą lub biegają w jakimś konkretnym celu: żeby coś upolować, uciec, dogonić samicę i ją przelecieć. Dlaczego więc człowiek zachowuje się głupiej niż zwierzęta? Powinniśmy brać z nich przykład i wstawać z barłogu tylko i wyłącznie, aby zrealizować te same cele: żeby coś zjeść, uciec przed kimś albo dogonić płeć przeciwną i ją przelecieć.

Gdy komuś bardzo zależy, to może jeszcze ewentualnie chodzić do pracy. Ale nie zalecam.
W małych miejscowościach mawiają, że jedynym miejscem, gdzie w niedzielę można pójść na spacer, jest cmentarz. I chodzą. W ten sposób spacer staje się niespacerem, bo chodzą w konkretnym celu: a to z kwiatkami na grób, a to zobaczyć, kto nie dba o groby bliskich, a to upatrzyć sobie dobre, słoneczne, nie wilgotne miejsce na własny spoczynek wieczny.
Jednostki zwichrowane, a do takich ja najwyraźniej należę, mogą ewentualnie chodzić jeszcze po to, aby zaglądać ludziom w okna. Tak, lubię zaglądać ludziom w okna, przyglądać się jak żyją lub wyobrażać sobie, kto i jak może żyć w konkretnym mieszkaniu. Nie są to więc spacery, gdy wychodzę podglądać, bo mam swój cel do zrealizowania.
Od razu uprzedzę pytania i odpowiem na nie jeszcze przed zadaniem: gdy Żona i Dziecko mówią, że mam iść z nimi na spacer, to nadaję mojemu chodzeniu cel i w ten sposób nie jest to już spacer, ale jakieś sensowne zajęcie. Zaglądam ludziom w okna lub idę, żeby Żona i Dziecko dali mi święty spokój.
Taka jest moja własna spacerologia.