Wiesz jak bardzo cię nienawidzę?!
Wigilie przedszkolne, szkolne, studenckie, zakładowe, spotkania opłatkowe w korporacjach, urzędach, sejmach, organizachach, na ulicach.
Jaki ja byłem głupi myśląc, że Wigilia to takie święto rodzinne, które spędza się w gronie najbliższych, gdzie łączy nas choćby szacunek do siebie, nie wspominając o sympatii i, a niech będzie kurde, miłości.
A nie! Tkwiłem w mylnym błędzie. Otóż wigilie i spotkania opłatkowe organizuje się wszędzie, gdzie się da i gdzie nie. Spędza się na nie uczniów, pracowników i pięknie im się pokazuje na czym polega głupota i hipokryzja.
Na czym polega głupota? Na tym, że święto, było nie było, religijne i rodzinne, próbuje przenieść się w zupełnie inne warunki i środowisko.
Na czym polega hipokryzja? Na tym, że zmusza się ludzi do przełamywania opłatkiem i udawania, że wszyscy wszystkich lubią, szanują i kochają. I to składanie życzeń, gdy wskaźnik hipokryzji i kłamstwa wychyla się poza skalę!

Uczestniczyłem w takich spotkaniach. Wyglądało to tak, że jeszcze chwilę przedtem każdy każdego wysyłał do diabła i utopiłby w łyżce barszczu z okrzykiem „wyrwałem chwasta!”, a kilka minut później szczerzyli się do siebie i składali pompatyczne i bezsensowe życzenia.
Oczywiście zaraz po takim spotkaniu wszystko wracało do normy, czyli wzajemnych życzeń „obyś zdechł!” i kopania dołków pod kim się da.
Część z uczestników nawet nie bardzo zdawała sobie sprawę jakie święta nadchodzą, rocznica czyich urodzin się zbliża: szefa? Stalina? Pol Pota? Nie, durnie, kota Filemona!
Już nie będę się czepiał, że niektóre z tych „opłatków” odbywają się już w listopadzie. A to przez to, że tego typu spotkań jest coraz więcej, i wszelkie wipy mogłyby nie zaliczyć wszystkich przed świętami. No i zawsze warto odpocząć i wyleczyć kaca przed następnym zakrapianym opłatkiem. Przepraszam za słowo „nakrapiany”, chodziło mi o to, że oni chodzą się tam najebać.