Dickens, miasteczko w USA, wymazano z map, włączająco do Los Angeles. Sprzedawczyk chce je przywrócić. Korzysta z pomocy znajomych, w tym ostatniego żyjącego członka Klanu Urwisów Sorga Jenkinsa. Przy okazji odrywa, że ponowne wprowadzenie pewnych form ludzkich relacji może w tym pomóc. Wprowadza więc niewolnictwo i segregację rasową…
Spokojnie, to na szczęście fikcja. Mocno jednak oparta na rzeczywistości. Dlatego też na połowie stron powieści są przypisy, pozwalające poznać konteksty, historie USA czy biografie osób wymienionych w książce.
„Sprzedawczyk” to zabawna książka o bardzo poważnych sprawach. Rasizm, segregacja rasowa i ich trwała obecność w życiu. Autor nikogo nie oszczędza. Język, którego używa, w telewizji czy prasie byłby podstawą do kar lub zamknięcia medium. A przy czytaniu śmiejemy się, ale czasami przez łzy, czasami z zażenowaniem.

Nie czyta się „Sprzedawczyka” lekko nie tylko z powodu tematyki, ale i języka, trzeba być uważnym, bo zdania się intensywne, gęste.
To jedna z tych książek, po przeczytaniu których żadna z opisanych w niej grup społecznych i ludzie z opisanymi tam postawami nie będą zadowoleni. I dobrze!
PS. Czy istnieje dobrze napisana i zabawna współczesna polska powieść na temat naszych, polskich, trudnych problemów?