W zależności od wieku, każdy kto już świadomie istniał na tym świecie 13 grudnia 1981 roku ma jakieś wspomnienia z tego dnia i następnych.
Jedni mogą opowiedzieć o swoich heroicznych wyczynach, inni o tym jak dzięki ich pałkom tamci stawali się bohaterami. Byłem za młody, aby walczyć czy być milicjantem albo członkiem ORMO.
Oczywiście pamiętam, że nie było Teleranka, że przez parę dni (chyba do środy włącznie) nie chodziliśmy do szkoły.
Najbardziej wrył mi się w pamięć pierwszy dzień stanu wojennego.
Poprzedniego dnia, w sobotę, przyjechał do moich rodziców wujek. Nie pamiętam gdzie wtedy pracował, wiem za to czym się zajmował: pędzeniem bimbru. W domu u własnej matki pędził w łazience alkohol, podobno dość smaczny i co najważniejsze, nie szkodzący na wzrok. Przyjechał więc w sobotę z dwiema wielkimi torbami pełnymi samogonu, który w niedzielę miał zawieść i sprzedać gdzieś dalej.
Niedzielnego poranka, 13 grudnia 1981 roku, nieświadomy wprowadzenia stanu wojennego, poszedł w śniegu na dworzec PKS. Poczekalnie była zamknięta, kasy również, ale sądził, że jest za wcześnie albo takie są zwyczaje w niedziele na tym małym dworcu. Stał tam parę godzin, aż w końcu zorientował się, że po pierwsze nie jeżdżą żadne autobusy, po drugie nie ma żadnych ludzi, a po trzecie, że jeśli jeszcze tam postoi to zamarznie. I nawet ten bimber go nie rozgrzeje.

Wrócił więc do naszego domu. Od rodziców, przekonanych, że albo pojechał, bo nie wiedzieli, że komunikacja jest wstrzymana, albo już go aresztowali, dowiedział się o wprowadzeniu stanu wojennego.
Zapytany czy nikt go nie widział z tymi podejrzanymi torbami, z których dochodził brzęk butelek, odpowiedział, że parę razy przejechali milicjanci, widzieli go, ale nie zareagowali.
Miał szczęście: albo chłopaki mieli dużo roboty w tym całym chaosie, albo stwierdzili, że ten człowiek jest od nich i wypełnia jakieś specjalne zadanie, albo po prostu, że nie mają czasu zajmować się wariatami, którzy nie wiedzą, że jest wojna.
Tak czy inaczej po jakimś czasie wujek odjechał, oczywiście bimbru nie zabrał. Butelki stały u nas w domu. Wujek odebrał je kilka miesięcy później.
Takie jest moje wspomnienie z 13 grudnia 1981 roku.