31 grudnia każdego roku. Dzień jak co dzień.
Gdyby nie te dziwne pomysły części ludzkości! Za nic nie mogę zrozumieć dlaczego akurat tego dnia mam świętować i co mam świętować. Przeżyłem kolejny dzień – ok, to jest powód do wdzięczności, ale za to mogę dziękować codziennie.
Dlaczego nadajemy tej dacie symboliczne znaczenie? Oczywiście rozumiem przyczyny historyczne, pewną tradycję. Nie widzę jednak w tym sensu za grosz! Nie mam powodów –nie bawię się! Mam powody – bawię się kiedy chcę, a nie kiedy powie mi to kalendarz.

Moje zdziwienie zamieszaniem wokół Sylwestra niestety wiąże się z cierpieniem. Co roku nie mogę się wyspać, bo wokół strzelają tymi zimnymi, sztucznymi ogniami, fajerwerkami czy jak to hałasujące cholerstwo się nazywa. A gdy dzwonię po policję, że ktoś łamie ciszę nocną, to dyżurny każe mi się wyłączyć i nie robić sobie jaj… A jak łomoczę w ściany, żeby uciszyć sąsiadów, to jedna część z nich krzyczy: „Wszystkiego najlepszego!” a druga część wzywa policję.
I jak to wszystko wytrzymać, pytam?!