Syndrom Clerambaulta to schorzenie, gdy chory uważa, że inna osoba jest w nim zakochana. Na obiekt swoich westchnień wybiera postać, która tak naprawdę nigdy nie byłaby skłonna darzyć go takim uczuciami.
Człowiek dotknięty tym syndromem jest zazwyczaj osobą introwertyczną, izolującą się, samotną. Wierzy, że obiekt jego marzeń nie ujawnia wobec niego gorących uczuć jedynie ze względu na zewnętrzne przeszkody, np. rodzinę czy sytuację zawodową. To z kolei rodzi niebezpieczeństwo dla tych, którzy są uważani przez chorego za rafę w dotarciu do obiektu miłości.

Zespół Clermbaulta ma trzy fazy: optymizmu – przesadna miłość, pesymizmu – wrogość, oskarżanie, nienawiści – zachowania pieniacze: skandale, wywoływanie scen, pogróżki, szantaże. Gdy chory znajdzie się w ostatniej, może popełnić czyn zabroniony, przestępstwo.
Chory może śledzić obiekt swoich uczuć, nagabywać, komunikować się za pomocą telefonu, internetu, niepokoić rodzinę, działać na szkodę ich wszystkich. Wszystkie te zachowania nie tylko są bardzo uciążliwe, ale mogą być również niebezpieczne.
Schorzenie jako takie występuje rzadko, ale można odnieść wrażenie, że jej lżejsza wersja dotyka o wiele więcej osób. Osoby te zatruwają życie zarówno ludziom nieznanym jak i ludziom sławnym, celebrytom.
Nie byłem aż tak mocno prześladowany, ale miałem do czynienia z kobietą, która nie rozumiała, że mogę nic do niej nie czuć. Była namolna, jakby nie słyszała co do niej mówię. A najlepsze, że między nami nigdy do niczego nie doszło, nic jej nie obiecałem, nic. Skończyło się tak, że znalazła sobie inny „obiekt” i mi dała spokój. Momentami to nawet było mi jej żal.