Znany muzyk i wokalista, filolog angielski Tomasz Organek napisał powieść, która oczywiście stała się bestsellerem. Kiedy osoba znana z innej działalności, niż literacka, wydaje książkę, wszyscy zastanawiają się, jak sobie taki autor poradzi. Czy książkę kupią tylko fani, czy też jest tak dobra, że trafi również w ręce zwykłych czytelników? A więc jak sobie poradził Tomasz Organek?
Nie wiem jak długo autor pracował nad książką, ale pierwsze wrażenie jest takie, że długo, bo każde zdanie jest wycyzelowane, gęste od metafor i porównań. Można to docenić, ale niestety czyta się dość ciężko. Jak długaśny felieton, nie powieść. Na szczęście im głębiej w teksty, tym jest lepiej, ale być może przyzwyczaiłem, się do stylu Organka.
Na szczęście również akcja nabiera tempa, choć miałem problem ze zrozumieniem motywacji bohaterów i przyczyną części wydarzeń.

Borys, lat 39, nieudacznik, którego wyrzucono z pracy w portalu plotkarskim, odnawia kontakt ze swoją koleżanką Anetą. To kobieta sukcesu zawodowego i porażek uczuciowych. Oczywiście Borys ją kocha, albo coś w tym rodzaju. Jadą razem na pogrzeb ojca Anety, a po drodze i na miejscu przydarzają się rzeczy, które czytelnikom się nie śniły. I to jest zaskoczenie w tej powieści, które można zaliczyć do zalet, bo poczułem się zaskoczony kierunkiem, w którym poszła ta powieść. Śmierć, starość, choroba, strach, trwoga, życie – oto bohaterowie tej powieści. Trochę chaosu, trochę nudy, wydarzenia jak z komedii kryminalnej z lat 90-tych. Powieść nie do końca przekonuje.
Organek mówi, że pisze od zawsze i mam nadzieję, że „Teoria opanowywania trwogi” to powieść młodzieńcza, wyjęta z szuflady i wydana jako spełnienie marzeń. Wydaje mi się bowiem, że od następnej powieści Organka, nawet fani będą chcieli czegoś więcej.