Rodzina znajomej kręci nosem na jej zawieranie znajomości z potencjalnymi mężami za pomocą internetu. Będę jej bronił i nie dlatego, że lubię ten wynalazek, jak Wam wiadomo. Po prostu jakie czasy, takie metody.
Jak to się odbywało dawniej? Przyszłego męża poznawało się w najbliższej okolicy lub po wyjeździe do szkół poza miejsce zamieszkania. Sam pamiętam z dzieciństwa ogłoszenia matrymonialne w prasie. Nie pamiętam tylko, po cholerę będąc w tym wieku, je czytałem? Część z tych ogłoszeń była matrymonialno – maniakalna, strach było czytać je do końca, a co dopiero poznać autora!

Kolejna deska ratunku (a może wręcz przeciwnie?) to agencje matrymonialne. Dzisiaj to już profesjonalnie działające firmy, także przez internet. Kiedyś dobierało się ludzi w pary na podstawie wypełnionych kwestionariuszy i zdjęć. Dziś stosuje się testy psychologiczne, karty zdrowia, analizę genotypu, analizę genealogiczną i nie wiadomo co jeszcze.
A młodzi poznają się nie tylko na dyskotece, ale także poprzez czaty, komunikatory, maile, sms-y. Na co dzień posługują się komputerem do różnych celów, także do znalezienie drugiej połowy. Świat jest globalną wioską, łatwo i szybko się podróżuje.
Tak więc co za różnica czy przez komputer z drugiego końca kraju czy jak kiedyś na pobliskiej ulicy poznasz świra i zboczeńca?
Co za różnica?